czwartek, 27 sierpnia 2015

Kolejny rozdział!

KALIPSO


VI


Wparowałam do sterowni - w czasie poprzednich lat Nori zaprojektowała nowoczesną arenę, na której walczysz z hologramami. W trakcie pojedynków na miecze wyświetlało się symulacje. Sama Arena była dość sporych rozmiarów. Jak trzy stadiony piłkarskie. W środku sterowni siedział Mich, a na arenie była Nori.
Pierwsze co zrobiłam jak tylko weszłam to trzepnęłam go w łeb.
- Auuu!- powiedział. - Ato za co było?!
- Za to, że ją wpuściłeś na arenę! Zgłupiałeś?! Nie słyszałeś o tej aferze?! - trzepnęłam go w łeb.
- Auuu! Jakiej znowu aferze?! Przez cały dzień byłem tutaj!
- Grhh... - powiedziałam zasłaniając twarz dłonią. Zeszłam po schodach ze sterowni na platformę. Widziałam już symulację – las i tłumy hologramów biegnących na Nori. Weszłam do środka. Nori strzelała w różne hologramy strzałami każdy po kolei padał. A kiedy Kalipso do niej podeszła... o mało nie straciła głowy. Zamachnęła się bo myślała, że jest jednym z hologramów. Odwróciła się w jej stronę dalej atakując lewą ręką bliżej podchodzące hologramy, które stały za nią.
- Co tu robisz? - spytała ucinając głowę łucznikowi.
- Co ja tu robię?! Co ty tu robisz?! - krzyknęłam. Nori zamachnęła się i rzuciła maczetą w jakiegoś kolesia z włócznią.
- Mich wyłącz to! - krzyknęła i odwróciła się w kierunku sterowni. Po czym zastrzeliła trzy dziewczyny z łuku. - Jeżeli zaraz tego nie wyłączysz następna strzała trafi w ciebie! - krzyknęła, ale on jej nie słuchał. Wymierzyła strzałę i dopiero wtedy wyłączył symulację.
Stałyśmy teraz w pomieszczeniu wyłożonymi jakimiś cybernetycznymi kafelkami, czy coś w tym rodzaju. Nori tłumaczyła mi to już kilka razy, ale za żadnym nie rozumiałam. To ona była dzieckiem Ateny, a nie ja.
- Przyszłam potrenować a jak ci się wydaje?
- Ale przed chwilą opadałaś z sił powinnaś leżeć w łóżku!
- Czuje się dobrze zostaw mnie w spokoju - powiedziała odpychając mnie.
- Dobrze, że lepiej się czujesz, ale w tej chwili wracaj do domu!
- Nie mam zamiaru. Musiałabyś mnie zmusić siłą...
- Da się zrobić – powiedziała koncentrując się.
Wyciągnęłam rękę przed siebie i Nori zesztywniała.
- Ej to jest oszustwo!
- I co z tym zrobisz... nie możesz się poruszyć. Idziemy – machnęłam ręką w stronę drzwi. Nori zaczęła do nich podchodzić.
- Dostała moc władzy nad ciałem i myśli, że wszystko jej wolno... - mruknęła.
- Nie marudź, to dla twojego dobra. Możesz iść sama albo ci w tym pomogę to co wybierasz?
- Pójdę sama tylko już mnie puść.
Opuściłam ręce a Nori z powrotem mogła się ruszać.
- A możemy chociaż iść na wycieczkę do zbrojowni? - spytała.
- Nie, w tej chwili marsz do domku! - odpowiedziałam. Zaprowadziłam ją pod drzwi i czekałam, aż wejdzie do środka.
Udałam się do dwudziestki. W środku nie było nikogo co było raczej dziwne. Położyłam się na łóżku i chwyciłam notatnik. „Więc tak postawiła mi się już dzisiaj to znaczy, że to będzie już sto trzydziesty drugi raz...” - pomyślałam „ w tym tygodniu.” Nagle usłyszałam skrzyp podłogi pod łóżkiem. Odsunęłam je i mało co nie przewróciłam szafki nocnej pod spodem widziałam coś błyszczącego i odsunięty jeden panel. Wyciągnęłam go z podłogi i zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest znowu jakiś głupi kawał. Wyjęłam to coś i przystawiłam łóżko z powrotem. zaczęłam się przyglądać monecie. Był to zwykły krążek z wyskrobaną na wierzchu literą „A”. Powinnam była w summie się przejmować tą monetą, ale powiedziałam tylko:
- Nori już mnie wkurza! Przecież nie będę jej niańczyć całe życie.
- No fakt bywa trochę... nerwowa.
Odwróciłam się w drzwiach stał Ethan. Syn Apolla, który miał naprawdę wielki talent do wkurzania Nori. Wpatrywał się we mnie swoimi złotymi oczami. Uśmiechał się jakby właśnie zobaczył coś czym się bardzo zadowolił. Normalnie nie miała nic do dzieci Apolla, ale ten jeden potrafił naprawdę wkurzyć.
- W tej chwili się stąd wynoś, bo nie ręczę za siebie! - złapałam sztylet leżący na mojej na szafce.
- Spokojnie – uniósł ręce do góry. - Przyszedłem tu tylko porozmawiać.
- To porozmawiałeś i w tej chwili się wynoś!
- Nie sądzisz że po czterech latach bojów powinniśmy się z Nori pogodzić?

Nagle usłyszałam naprawdę potężny wybuch. „Nori” pomyślałam. Odepchnęłam Ethana i zaczęłam biec w stronę szóstki. 
---------------------------------------------------------------------------------------------
Jak tam się wam podoba? Nie zapomnijcie zostawić komentarza! ;)

środa, 19 sierpnia 2015

Kolejny rozdział


KALIPSO


V


Siedziałam w środku wielkiego domu i zastanawiałam się nad tym dlaczego tak długo nie ma Nori. Wstałam więc z krzesła i ruszyłam w stronę lasu kiedy tak szłam spotkałam Iril. Zatrzymała się przy mnie i krzyknęła:
- Szybko! Był wypadek Nori...!
- Jest w szpitalu?! - spytałam.
-Nie jest w domku, ale podobno jest z nią źle... szybko musimy się z nią zobaczyć. - powiedziała.
Zaczęłyśmy biec w kierunku domku Ateny. Po drodze spotkałyśmy kilka Ateniątek, które po dowiedzeniu się co się stało ruszyły z nimi w drogę. Kiedy dobiegłyśmy do domku było ich już około dwanaście. Otworzyłam drzwi, które huknęły. Na ostatnim łóżku pod ścianą, koło okna leżała Nori. Wyglądała na wściekłą - czyli nic nowego. Tylko, że spała. Wyglądała tak jakby miała kolejny koszmar, albo coś w tym stylu. Była podpięta do kroplówki, a obok jej łóżka siedziała Rosalia. Podeszła do niej jak najprędzej.
- Czy... czy ona... - głos mi zadrżał.
- Nie, nic jej nie jest - odpowiedziała ze spokojem. - To tylko kroplówka nawadniająca.
- Ile ona już tak śpi?
- Już kilka godzin możecie ją już obudzić.
Zaczęłam ją szturchać, ale nadal się nie budziła. Spała jak kamień. Zaczęłam na nią krzyczeć żeby się ruszyła, ale ona zachowywała się tak jakby mnie tam nie było.
- Nori, Nori! Wstawaj mamy coś do załatwienia! Obudź się na gacie Hadesa!
- Co?! - powiedziała ospałym głosem. - Ja nie śpię!
- No nie w ogóle...
- Rosalia – powiedziała cicho. - Czy mogłabyś mnie od tego odpiąć?
- Naturalnie – powiedziała i zaczęła szybko coś majstrować przy sprzęcie. Chwilę później Noriel była wolna. Powoli wstała i oparła się o półkę. Grzywka jej się jej zsunęła i można było zobaczyć jej charakterystyczną bliznę na oku. W zasadzie nie charakterystyczną bo wiedziałam o niej tylko ja, Nori i Irii. Ostrożnie podniosła się z łóżka i oparła się o mnie i Iril. Zaczęłyśmy iść do przodu, ale już po kilku krokach Nori się nam wyrwała i zaczęła iść samodzielnie mimo iż nalegałyśmy żeby jeszcze trochę się podpierała ona nas nie słuchała. Jak zwykle ona musiała się rządzić…
Tuż przy szpitalu Nori powiedziała do nich:
- Sama wejdę do środka zaczekajcie tu. Okay?
- Okay - powiedziała Iril po czym usiadły na pniaku. Irii wzięła najbliższy patyk i z powodu braku jakich kolwiek lepszych pomysłów zaczęłyśmy grać w kółko i krzyżyk. Minęło dobre piętnaście minut zanim Nori była z powrotem razem z Veonicą.
Jej brązowe oczy jak zwykle świeciły dziwnym blaskiem, długie dredy były spięte w kucyk, a szara skóra błyszczała w słońcu. Opierała się o Noriel, która szła obok niej. Wstałam i powiedziała:
- Musimy iść do wielkiego domu, Amanda się niecierpliwi.
- Dobrze – powiedziała Veronica. Kalipso podeszła do nich i podparłam Veronicę, a Iril zamieniła się z Nori.
- Idźcie do wielkiego domu – powiedziała - ja wracam do domku.
To mówiąc zaczęła kuśtykać w stronę domku Ateny.
- Zaczekaj! – krzyknęła Irii biegnąc za nią i zostawiając mnie sam na sam z Veronicą.
Ruszyłam w dal podtrzymując ospałą Veronicę na ramionach. Szyłyśmy, szłyśmy, szłyśmy, aż doszłyśmy do wielkiego domu. Usadziłam Veronicę na wolnej kanapie i sama obok niej usiadłam.
- Gdzie jest Nori? - spytała pani Amanda.
- Teraz pewnie już w domku Ateny... - powiedziała Vi.
- Co się stało?! - spytała Amanda. - Czemu tak długo was nie było?
- Był pewien incydent, … ale już jestem. O co chodzi?
- Widzicie tą dziewczynę leżącą na kanapie wskazała na rudowłosą dziewczynę leżącą na kanapie. - to pół rzymianin, pół grek. Pytanie jest następujące: Czy są jakieś nowe wieści?
- Nie niestety Olimp milczy nic nowego.
- To niedobrze... mam nadzieję, że do wieczora ją uznają.
Nie mogłam znieść tej monotonnej rozmowy. Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam iść w stronę domku Ateny. Po drodze znowu spotkałam Iril.
- Dokąd idziesz ? - spytałam. - Gdzie poszła Nori?
- No do domku. Ja teraz idę do swojego.

Odbiegłam od niej jak najszybciej i pobiegłam w stronę domku Ateny. Tak jak myślałam – pusto. Ruszyłam w stronę Areny, moja wściekłość na Nori osiągnęła zenit.

---------------------------------------------------------------------------------------------
hejka to znowu ja :) chciałam przeprosić za to że tak długo nic nie wstawiałam :( ale komputer mi się zepsuł więc nie miałam możliwości wstawienia czego kolwiek... ale teraz już jestem i postaram się wstawiać posty co tydzień. Jeszcze raz przepraszam ale komputer się zepsuł i to nie z mojej winy. I jak zawsze przepraszam za atak tych małych chochlików błędów....

piątek, 3 lipca 2015

Kolejny rozdział :)

NORI


IV


Biegłam między drzewami opadając z sił. Veronica była strasznie ciężka, ale jakoś udało jej się przebiec połowę drogi. Chciałam się zatrzymać lecz wiedziałam, że nie mogę. Tutaj liczyła się każda sekunda. Mogło chodzić o ludzkie życie. Każdy kolejny krok stawiałam z coraz większym trudem. Czułam, że opadam z sił i w końcu na skraju lasu upadłam upuszczając ją. Użyłam całej swojej siły woli i podniosłam się i jeszcze raz wzięłam Veronicę na ręce.
- Nie daj się – mówiłam sobie - tu może chodzić o jej życie.
Każdy następny krok stawiałam z ogromny bólem czułam, że niedługo upadnę i nie wstane, ale zdołałam dotrzeć do jeziora gdzie siedziały dzieci Posejdona.
- Pomóżcie – powiedziałam ledwo żywa. Wtedy wszyscy do mnie podbiegli. - Nie, nie mi jej – wysapałam i wskazała na wyrocznię. Większość podeszła do Veronici, ale dwie dziewczyny podeszły do mnie.
- Czegoś potrzebujesz? - spytała jedna, ta z blond włosami.
- Dajcie mi trochę wody – wysapałam. Po czym blondynka podtrzymała mi głowę, a brunetka przywołała do siebie wodnistą kulę, którą podstawiła mi pod usta. Napiłam się z niej i od razu poczułam się lepiej.
- Dziękuję – powiedziałam. Po czym spróbowałam wstać, ale mi się nie udało.
- Siadaj - powiedziała ciemnowłosa – gdzie tak bardzo chcesz iść? Zaprowadzimy cię tam.
Uniosłam głowę i powiedziałam z wielką trudnością:
- Do domku Ateny.
Dziewczyny uniosły mnie i zaczęłyśmy iść do szóstki.
Właściwie to bardziej one mnie niosły w końcu brunetka przemówiła :
- Skądś cię znam... powiedz nie widziałyśmy się już kiedyś?
- Możliwe – odpowiedziałam – jestem grupową u Ateny mogłaś mnie gdzieś już widzieć.
- Nie to nie to jak się nazywasz?
- Nori, Nori Space.
- Tak już wiem skąd cię znam. Pamiętasz mnie? Jestem Elen Source oprowadzałaś mnie rok temu po obozie.
- A tak teraz pamiętam – próbowałam się uśmiechnąć ale nie wyszło to najlepiej. W końcu doszły do domku Ateny. Dziewczyny wprowadziły mnie do środka i położyły na łóżku.
- Zawołaj Rosalii – powiedziała blondynka do Mai stojącej w drzwiach. Nie minęło pięć minut, a już była z powrotem z medykiem.
- Odsunąć się! - krzyknęła dziewczyna w fartuchu medycznym. Obejrzała mnie dokładnie potem spytała:
- Czy masz nudności?
- Nie.
- Zawroty głowy?
- No może trochę...
- Nie masz gorączki – stwierdziła – musisz tylko solidnie odpocząć.
- Co się stało z Veronicą? - spytałam.
- Jest w szpitalu Fabian ją bada, ale jest z nią źle... Gdybyście przyszły minutę później byłoby po niej.
Właśnie dotarło do mnie co przed chwilą zrobiłam, uratowałam życie Veronici. Oczywiście potem zdałam sobie też sprawę, że to nie był pierwszy raz. Potem znowu zaczęłam się na siebie wściekać, że muszę być inna. W końcu byłam jednak tak zmęczona, że nagle zasnęłam.
Byłam w pustej przestrzeni gdy usłyszała znajomy głos. To był głos jej mamy...
- Nori – powiedziała – nie denerwuj się. Wiesz, że to właśnie ciebie wybrałam i obdarzyłam tymi niezwykłymi mocami, bo jesteś najwaleczniejszym z moich wszystkich dzieci.
- No wiem mamo, ale dziś prawie się udusiłam wspominając mój sen. A co jak, któryś z obozowiczów to widział?
- Nie bój się o to aby nie zobaczył nikt zadbała sama Hekate.
- Mamo proszę, wiesz jaką traumę przechodzę po każdym takim śnie... – powiedziałam z rozpaczą.
- Niestety tak... doskonale wiem co czujesz. Ale nie możesz się poddać, musisz walczyć dalej.

- Szanuję twoją decyzję – uklęknęłam – wypełnię twoją wolę.

czwartek, 2 lipca 2015


NORI


- Nie możliwe – powiedziałam sama do siebie. - to znowu powraca te cholerne sny! Ta dziewczyna to ona wczoraj mi się śniła... w zasadzie to nie śniła! - kopnęłam kamień leżący tuż obok mnie. Przystanęłam na chwilę i usiadłam na głazie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi i dobrze w sumie się z tego cieszyłam. Wstałam i wyjęłam swoją maczetę i wyładowałam swoją złość na kamieniu, na którym przed chwilą siedziałam, a on rozpadł się w pół. Nawet jedna osoba się nie obejrzała się. Kiedy byłam wściekła zdarzało mi się zamordować kilka głazów. Po czym schowałam maczetę i ruszyłam w dalszą drogę do lasu. Kopiąc każdy napotkany kamień. - czy ja nie mogę być jak normalni herosi?! Nie!!! oczywiście muszę mieć jakieś sny, które mnie przenoszą w różne miejsca! - warknę – łam i rozcięłam kolejną skałę. Do chodziłam już do lasu, ale nadal się na siebie wściekałam – Nie nie możesz być normalna! Bo po co?!
Usiadłam i nagle poczułam, że nie mogę oddychać zaczęłam się dławić i miałam wizję. Znowu ujrzałam swój „sen” pojawiłam się w pło - nącym domu, a na łóżku leżała dziewczyna, która spała jak zabita. Prze - wróciłam przedmiot, który stał najbliżej mnie żeby narobić hałasu, ponieważ wiedziałam, że mnie nie zobaczy. Szafka upadła na podłogę i trafiłam w dziesiątkę rudo włosa dziewczyna się obudziła. Podbiegłam do miejsca gdzie powinny być drzwi a tam o mało nie spadłam z wysokości drugiego piętra w ostatniej chwili się zatrzymałam i zobaczyłam, że dziewczyna idzie za mną. Wykorzystałam całą swoją siłę woli i fizyczną jakoś udało mi się sprawić żeby nie spadła. Wróciła się do pokoju i wyskoczyła przez okno na sosnę, z której spadła. Zdążyłam za nią wyskoczyć i ją złapać, ale i tak zemdlała. Położyłam ją na ziemi i... To ostatnie co pamiętam.
Wróciłam do świata rzeczywistego i z powrotem mogłam sapać. Długo trwało zanim zaczęłam normalnie oddychać. Po czym wstałam i powiedziałam sobie:
- Nigdy więcej nie chcę żeby to się powtórzyło...- po czym wstałam i ruszyłam w las. Nagle gdzieś z prawej strony nadleciała strzała i prze- leciała tuż obok mojej głowy. Wyjęłam maczetę i spojrzałam na lewo i ujrzałam tarczę do strzelania z wbitą strzałą w centralny środek. - Dzieci Apolla...-wymamrotałam po czym splunęłam na ziemię.- Ja wiem, – zaczęłam rozglądać się po czubkach drzew. – że się nie lubimy i, że macie teraz ćwiczenia w terenie, ale moglibyście łaskawie chodź kiedy idę po wyrocznię nie strzelać tam gdzie przechodzę? Byłabym... - to ostatnie słowo wypowiedziałam z wielką trudnością. - wdzięczna!- szum lasu nagle ucichł – Dziękuję!- powiedziałam to takim tonem jakbym wygrała nagrodę na loterii, a potem dowiedziała się że to puszka zupy.
Już miałam iść, ale zanim zdąży- łam postawić krok strzała wylądowała tuż koło mojej stopy. - O nie! Nie daruje wam tego! - po- wiedziałam niesamowicie wściekła -który to?! Złaź w tej chwili na dół zobaczymy jaki z ciebie chojrak! - Z drzewa zeskoczył chłopak Z srebrny- mi włosami i złotymi oczami o skórze białej jak śnieg. Był ode mnie wyż- szy o jakieś dwadzieścia centymetrów, ale nie przeszkadzało mi to w spojrzeniu na niego z pogardą.
- Czego tu szukasz sóweczko? -spytał uśmiechając się złośliwie.- Dobrze wiesz, że nie lubimy obcych w lesie podczas treningów!
- Zupełnie niczego promyczku – powiedziałam z pogardą – idę tylko do wyroczni a to, że się osiedliła w lesie to już nie moja wina!
- Idź sobie na około z dala od pola!
-Sra, ta, ta, ta – przedrzeźniałam go. – Zamknij się i po prostu mnie przepuść – przepchnęłam go wolną ręką.
- Zaczekaj, zaczekaj. Powiedziałem ci już coś idź sobie na około. Poziom mojego zdenerwowania osiągnął wysokość olimpu nie wytrzymałam i przysunęłam do najbliższego drzewa trzymając mu maczetę przy szyi.
- Posłuchaj to, że jesteś trochę wyższy nie znaczy, że będziesz mną rządzić a teraz spadaj zanim skopię ci tyłek. Odepchnęłam go, ale on powiedział :
- Może gdybym był sam,... - wskazał na czubki drzew. Z poza gałęzi wystąpili łucznicy od Apolla. - ale nie jestem więc teraz idź już na około. Wściekłam się, obezwładniłam go i przycisnęłam jego twarz do ziemi.
- Teraz słuchaj – powiedziałam – powiesz im, że mają mnie przepuścić, albo ci złamię te twoją rączkę. Czy wyrażam się jasno?
- Przepuścić ją! - krzyknął tak głośno jak tylko mógł.
Potem zostawiłam go w spokoju, schowałam maczetę i poszłam dalej. Dzieci Apolla już nawet nie próbowały we mnie strzelać. Tak jak poprzednio nawet najmniejszy kamień nie umknął mojemu oku i został kopnięty. W końcu dotarłam do domku z beli drewna. W oknach wisiały różowe, koronkowe firanki a od zewnętrznej strony przyczepione były czaszki. Z komina się dymiło co oznaczało, że Veronica jest w środku.
Zapukałam delikatnie w różowe drzwi, ale była to czysta formalność, gdyż wiedziałam, że za chwilę usłyszę znajome „ Proszę wejść ”, ale tak się nie stało.
Wyważyłam drzwi i wbiegłam do środka. Na podłodze leżała wyro- cznia trzymająca w ręce kielich, z którego wylewały się resztki fioletowe- go napoju. Wzięłam ją na ręce co nie było proste bo była ona ode mnie o trzy lata starsza. Zaczęłam biec przez las krzycząc „Pomocy!” w nadziei, że dzieci Apolla jeszcze nie poszły, ale nikt nie odpowiadał.

======================================================
Chciałabym wytłumaczyć parę kwestii dla osób które weszły na bloga a nie miały styczności z Olimpijskimi Herosami imię oznacza osobę która ma narrację. A tak wgl posty będą się pojawiać w pierwszej osobie. Piszcie jak zauważycie błędy za które oczywiście przepraszam :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Kolejny rozdział


NATALIE





Następne co pamiętała to jak się przebudziła w jakimś miłym ciepłym pomieszczeniu. Dookoła rosły winorośle przechodzące przez oczy masek przyczepione do ścian. Leżała na jednej z dwóch kanap zwrócona w stronę kominka, w którym cicho trzaskały płomienie. Przy niej siedział brodaty mężczyzna na wózku inwalidzkim, a przy jej nogach Pani Amanda. Na nią stała grupka nastolatków, która wpatrywała się w nią z zainteresowaniem.
Wtedy mężczyzna na wózku się odezwał:
- Kolejny heros władający ad ogniem w tym samym stuleciu niesamowite- podrapał się po brodzie i popatrzał na Natalie jak by była jego zdobyczą. - Bardzo fascynujące.
Wtedy z kominka wyskoczył płomyczek który powędrował po jej ręce do serca gdzie pozostał. Wszyscy popatrzyli na nią zagadkowo. Ostrożnie usiadła na kanapie, poczuła jak wracają jej siły. Ogień powoli wygasał, a gdy zgasł czuła się już całkiem dobrze. Wszyscy patrzyli na nią z wyjątkiem jednej dziewczyny. Aż wreszcie mężczyzna z brodą powiedział:
- Interesujące, ale i przerażające... Wyczuwam, że nie jest normalnym półbogiem...
- Półbogowie, satyry, Dionizos - zrobiła wściekłą minę – może byście mi to wytłumaczyli?!
- Jesteś półbogiem córką Hefajstosa.
- Nie wiem czyją córką ona jest, - powiedziała pani Amanda - ale jest rzymianinem, nazwała mnie faunem...
- Naprawdę interesujące tak samo jak to, że nie wiemy kim jest...
-Wyjaśnicie mi to w końcu?! - spytała zirytowana – chciałabym wiedzieć o co wam chodzi!
Ale oni jej nie słuchali tylko dalej kontynuowali swoją dyskusję nie zwracając na nią uwagi.
-Trzeba spytać wyrocznię, czy są jakieś nowe wieści - stwierdził mężczyzna.
- Myślę, że to dobry pomysł. Nori? – zwróciła się do wysokiej dziewczyny stającej w końcu pokoju.
Miała krótkie blond włosy z grzywką, która zakrywała jej prawe oko i rzemykową opaskę założoną na głowę. Miała na sobie pomarańczową koszulkę z obdartymi rękawami i napisem „CHB”, błękitne jeansy i czarne glany. Przy pasie miała przyczepioną broń lecz nie mogłam dostrzec co to, ponieważ była schowana w skórzany pokrowiec. Bawiła się łańcuszkiem zawieszonym na szyi, na którym skupiała w tej chwili całą swoją uwagę. Sprawiała wrażenie miłej, poważnej, ale i jednocześnie nie zbyt zainteresowanej tym co się dzieje. Wyglądała na zamyśloną i przytłoczoną jakimiś wydarzeniami. W końcu jednak się odezwała:
- Tak? - przerwała na chwilę zabawę naszyjnikiem za to zaczęła nerwowo tupać nogą. Widać było po niej, że ma ADHD.
- Pójdź po Veronicę.
-Dobrze. „Nori” zastanawiała się - „ Musi być kimś ważnym w tym obozie. Nie wyglądała na kogoś komu można łatwo podskoczyć”. Za nią wciąż trwała nie zbyt interesująca ją kutnia. Położyła się a kanapie i zaczęła myśleć, zaczęła się zastanawiać nad tajemniczą nie znajomą. Miała wrażenie, że powinnam się z nią zapoznać i, że odegra jakąś ważną rolę w przyszłych wydarzeniach.
Nagle zmorzył ją sen i usnęła. Znalazła się w letnim domku w górach. Pokój ten nie był duży. Cały dom był zbudowany z drewnianych belek a w koncie pokoiku był piecyk. Drugie źródło światła dochodziło od małej świeczki stojącej na półce obok kanapy, na której siedziała Nona. Patrzyła na zdjęcie Natalie uśmiechając się i roniąc łzę. Położyła się do łóżka i usnęła. Wiedziała co ma robić wzięła notesik i długopis leżący na komodzie i napisała wiadomość. „Nie martw się babciu nie umarłam, ale nie wiem kiedy wrócę...”.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Salve wybaczcie, że mnie nie było i się nie przedstawiłam jestem Nori. I to o moich przygodach jest ten blog. Zostawcie komentarz opiszcie swoje wrażenia, a i jak zauważycie jakiś błąd to bardzo przepraszam możecie napisać w komentarzu.

piątek, 12 czerwca 2015

NATALIE






Łup - Natalie usłyszała przeraźliwy hałas i wybudziła się ze snu. To była upadająca szafka. Nie wiedziała dlaczego w ogóle się przewróciła bo okna były zamknięte, ale nie była ona jej największym zmartwieniem. Jej pokój był cały w płomieniach a ona siedziała na łóżku, które całe się paliło. O dziwo nie czuła że coś ją boli mogła swobodnie przełożyć rękę przez ogniste jęzory.
Postanowiła się stąd wydostać i ruszyła w stronę ciepłego ognia. W zasadzie do miejsca gdzie powinny być drzwi, ale w tym momencie były tam tylko pozostałości dawnej drogi wyjścia. Chciała wyjść, ale okazało się że pod jej nogami nie było już podłogi. Z reszty domu został sam popiół. Poczuła przeraźliwe kłucie w sercu i zadawała sobie tylko jedno pytanie „Co się stało z babcią Noną?”.
Wróciła z powrotem do środka i otworzyła okno. Teraz nawet nawet ściany zajęły się ogniem. Bez zastanowienia wyskoczyła przez nie i wylądowała na małej sosence, która zawsze była drogą ucieczki dla niej, gdy babcia nie chciała jej wypuścić na spotkanie z koleżankami. Jednak spadła z niej na ziemię i zemdlałam na dobre kilka godzin.
Kiedy się obudziła jej oczy oślepiło sztuczne białe światło lamp. Nie mogła się poruszyć ani nawet otworzyć ust żeby coś powiedzieć. Wielkim wysiłkiem próbowała rozejrzeć się po pokoju. Była w szpitalu podpięta do kardiomonitora. Na zewnątrz już świtało, a obok niej siedziała babcia Nona. Miała w oczach łzy, ale Natalie nie mogła wyczytać z jej twarzy czy to ze szczęścia czy ze smutku.
- Panie doktorze obudziła się!- krzyknęła. Zaraz potem do środka wleciał tłum pielęgniarek i zaczęły badać Nat. Po czym weszła policjantka.
- Sierżant Amanda Hopkins- przedstawiła się. - możemy pomówić na temat tego co się stało dzisiejszej nocy?- spytała i wyjęła z kieszeni notatnik wraz z długopisem. Miała na sobie mundur wraz z odznaką policyjną. Jej wyraz twarzy był pogodny ale i poważny.
- Oczywiście – przytaknęła Natalie.
-Dobrze. Przepraszam? - zwróciła się do Nony. – Może nas pani zostawić na chwilkę?
- Naturalnie- powiedziała babcia i opuściła salę. Została tam sama z funkcjonariuszką.
- Witaj Natalie to zaszczyt- ukłoniła się.
- Zaszczyt? Przepraszam nie wiem o czym pani mówi. - wtrąciła. Pani Amanda zdjęła czapkę z głowy. Natalie nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła, przetarła oczy ze zdziwienia. Gdy je z powrotem otworzyła przekonała się że spomiędzy brązowych loków pani Amandy wystawały dwa średniej wielkości różki. Nagle nie wiedziała co jej wpadło do głowy ale powiedziała:
- Zaraz pani jest faunem?
- Ja nie jestem faunem tylko satyrem, ale widzę że znalazłam nie tego herosa co trzeba. Jesteś rzymianinem.
- Rzymianinem? Nie wiem o co pani chodzi! Proszę tu zawołać moją babcię! Nona!
- Nie ma takiej możliwości jesteś w niebezpieczeństwie. Dziś masz piętnaste urodziny. Twoje moce zaczęły się ujawniać już dwa lata temu, ale jakoś nikt cię nie zaatakował. Dziś muszę zabrać cię w miejsce bezpieczne dla herosów takich jak ty. Jestem tu po to by zadbać o twoje bezpieczeństwo. Szybko musimy uciekać za chwilę zjawią się ventusy, które chcą cię zabić. Pospiesz się !
- Zaraz ja nigdzie z panią nie pójdę! - krzyknęła.- A nawet jeśli to jak pani zamierza się stąd wydostać?!
- Przez okno! - krzyknęła. Po czym wskazała na mały otwór w ścianie.
- Czy pani zwariowała to jest dwudzieste ósme piętro! Nie ma szans wydostania się tą drogą!
- Spokojnie mamy podwózkę!- po czym zagwizdała - Powietrze w pokoju zrobiło się gorące, a w oknie pojawiły się dwa wierzchowce złotej maści. Po chwili usłyszała męski głos.
- Jeszcze metr do przodu!- dosłownie po sekundzie Nat widziała drewniany pojazd pomalowany na czerwono. Lecz kierowcy nadal nie było widać - Do przodu głupie konie!- usłyszałam trzask bata. Zdenerwowane konie zarżały i ruszyły do przodu, ale za szybko bo rydwan nas minął. Usłyszała znowu tym razem bardziej zirytowany głos zaklinający po staro grecku. Nie wiedziała skąd jej to przyszło do głowy, ale tak jej się zdawało. Nie obeszło się bez uwagi porucznik Amandy.
- Apollo co z tobą?! Nie umiesz już nawet podprowadzić rydwanu pod okno?!
- Nie denerwuj mnie Amanda! Już i tak okazuje dobre serce!
- Wybacz mu on już taki jest.- zwróciła się do Natalie . A ona nadal siedziała na łóżku szpitalnym z otwartymi szeroko ustami. Próbując przetrawić to co przed chwilą się wydarzyło.
- Nie denerwuj mnie bo będziecie musiały skakać!- odezwał się znowu ten mężczyzna.
- Nie wygłupiaj się wiesz że nie możemy ryzykować jej życia! Podstawże ten rydwan!
- Dobrze prawi polać jej! - odezwał się niższy głos słychać było, że jego właściciel jest pijany.
- Po co ja cię w ogóle zabrałem mogłem zostawić cię w tym zakichanym obozie!
- Spokojnie słoneczko masz napij się ze mną!
-Nie mam zamiaru prowadzę rydwan ty pijaku! I mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał! Z kim ja żyję!- nagle konie znalazły się w odpowiednim miejscu i zobaczyła dwóch mężczyzn. Jednego o pięknych złotych włosach i pomarańczową koszulkę z napisem „sunshine”. Twarz zakrywał dłońmi wydając jęki zrospaczenia. Drugi ledwo stał na nogach mocno trzymając się pomalowanej na czerwono barierki. W drugiej ręce trzymał na wpół pełną butelkę czerwonego wina. Cały czas chichotał. Miał ciemno brązowe kręcone włosy i średniej długości brodę. Ubrany był w skórę geparda.
- W końcu ci się udało powiedziała Amanda.
- Jak to? Udało mi się?- odsłonił twarz.
- No widzisz jak chcesz to potrafisz – powiedział brodacz wybuchając śmiechem. Apollo zignorował to i spojrzał na Nat z zaciekawieniem.
- Co się stało mam coś na twarzy?- spytała. Spojrzała po sobie wyglądała jak zwykle. No może jej rude włosy były trochę rozczochrane.
- A więc to jest to słynne dziecko Hefajstosa - powiedział blondyn. – Kłaniam się w pas.
- Nie zarywaj kolego - powiedział z uśmiechem pijany mężczyzna czkając.
- Dobra nie przeciągajmy już.- powiedziała porucznik. Nagle rydwanem coś zatrzęsło. Apollo zaklął a pijany mężczyzna zaczął płakać ze śmiechu.
- O nie! Ventusy! - krzyknęła Amanda. Po czym chwyciła drewnianą maczugę z kolcami. Apollo chwycił swój łuk, wyskoczył z rydwanu i wpadł do pokoju. Tym czasem drugi mężczyzna upadł na podłogę i zaczął chrapać. Amanda krzyknęła do boga:
- Trzeba po niego wrócić!
- Poradzi sobie! - odpowiedział Apollo – jest mocny w gębie zobaczymy czy umie walczyć! Porucznik spojrzała na niego znacząco. - Mamy wybór wskakujemy do rydwanu czy zostajemy tu i walczymy?
- Odlatujemy! Natalii chodź!- machnęła ręką w jej stronę. Była oszołomiona ale zdołała wstać i odpiąć kable do niej przypięte. Chciała już iść ale Apollo wziął ją na ręce. Nie zbyt jej się to spodobało więc walnęła go w twarz.
- Ach te heroski...- wymamrotał pod nosem. Jeden z jego policzków poczerwieniał od uderzenia. Wyskoczył przez okno i wyciągnął do niej rękę. Stanęła na krawędzi wyjścia i … spojrzała w dół. O mało nie zemdlała, ale podtrzymał ją i szybko znalazła się w rydwanie. Zaraz za nią jak sarna do środka wskoczyła pani Hopkins. Na dworze rozpętała się wichura.
- Szybciej!- krzyknęła. Apollo chwycił bat i wystrzelił z niego.
- Dionizos rusz tyłek! Atakują nas!- ale on zamruczał tylko coś w stylu:
- Jeszcze pięć minut mamo...
- Nie mamy nawet pięciu minut! Ruszże się! - powiedziała.
- Może go tu zostawimy nawet nie zauważy. - Nat spojrzała na niego z gniewem i poczuła ciepło na głowie.
- Ha ha ha - zaśmiał się blondyn. - Ale gorąca laska.- Natalie uderzyła go znowu w twarz.
- Ty się nie śmiej tylko rydwan prowadź!- spojrzała na niego spode łba. Dionizos wstał i ziewnął.
- Spokojnie... p-p-płomyczku. - wykrztusił
- Nie chcę wam przerywać tej wielce ciekawej rozmowy, ale może byśmy tak już ruszyli?! - spytała zirytowana Amanda.
- Okej, Okej bez pośpiechu – powiedział Apollo, a porucznik uderzyła go w twarz.
- Nadal żałujesz że mnie zabrałeś?- spytał pan D. - jestem tu jedyną osobą, która do tej pory cię nie uderzyła.
-Dobra ruszajmy!- krzyknęła Natalie i zabrała Apollo bat. Po czym strzeliła z niego a konie ruszyły.
- Ej ja tutaj prowadzę!- powiedział.
- No i nie umiałeś podprowadzić rydwanu pod okno – Pan D. wybuchnął śmiechem.
- Właśnie teraz moja kolej! – powiedziała. Konie jechały tak szybko, że nie widziała nawet co mijamy w pewnym momencie konie zatrzymały się i zobaczyła... wielki obóz, a na jego środku jezioro, do którego wpadli...
-Cholera znowu będę musiał go suszyć! I poco zabierałaś mi wodzę!- powiedział Apollo wypływając na powierzchnię.

- Sam byś tego lepiej nie zrobił – powiedział pan D. płynąc na plecach w stronę brzegu. Wszyscy się kłócili a Natalie myślała tylko o tym jak najszybciej wydostać się z wody. Na samą myśl o pływaniu robiło jej się niedobrze. Obraz przed jej oczami się zamazał. Nie wiedziała dlaczego, ale opadła z sił. Chwilę później słyszała tylko niewyraźne krzyki dochodzące gdzieś od strony brzegu, a kilka minut później nawet one ucichły. Poczuła za to chłód, który przeszył całe jej ciało. Potem zemdlała... przynajmniej tak jej się wydawało.