piątek, 3 lipca 2015

Kolejny rozdział :)

NORI


IV


Biegłam między drzewami opadając z sił. Veronica była strasznie ciężka, ale jakoś udało jej się przebiec połowę drogi. Chciałam się zatrzymać lecz wiedziałam, że nie mogę. Tutaj liczyła się każda sekunda. Mogło chodzić o ludzkie życie. Każdy kolejny krok stawiałam z coraz większym trudem. Czułam, że opadam z sił i w końcu na skraju lasu upadłam upuszczając ją. Użyłam całej swojej siły woli i podniosłam się i jeszcze raz wzięłam Veronicę na ręce.
- Nie daj się – mówiłam sobie - tu może chodzić o jej życie.
Każdy następny krok stawiałam z ogromny bólem czułam, że niedługo upadnę i nie wstane, ale zdołałam dotrzeć do jeziora gdzie siedziały dzieci Posejdona.
- Pomóżcie – powiedziałam ledwo żywa. Wtedy wszyscy do mnie podbiegli. - Nie, nie mi jej – wysapałam i wskazała na wyrocznię. Większość podeszła do Veronici, ale dwie dziewczyny podeszły do mnie.
- Czegoś potrzebujesz? - spytała jedna, ta z blond włosami.
- Dajcie mi trochę wody – wysapałam. Po czym blondynka podtrzymała mi głowę, a brunetka przywołała do siebie wodnistą kulę, którą podstawiła mi pod usta. Napiłam się z niej i od razu poczułam się lepiej.
- Dziękuję – powiedziałam. Po czym spróbowałam wstać, ale mi się nie udało.
- Siadaj - powiedziała ciemnowłosa – gdzie tak bardzo chcesz iść? Zaprowadzimy cię tam.
Uniosłam głowę i powiedziałam z wielką trudnością:
- Do domku Ateny.
Dziewczyny uniosły mnie i zaczęłyśmy iść do szóstki.
Właściwie to bardziej one mnie niosły w końcu brunetka przemówiła :
- Skądś cię znam... powiedz nie widziałyśmy się już kiedyś?
- Możliwe – odpowiedziałam – jestem grupową u Ateny mogłaś mnie gdzieś już widzieć.
- Nie to nie to jak się nazywasz?
- Nori, Nori Space.
- Tak już wiem skąd cię znam. Pamiętasz mnie? Jestem Elen Source oprowadzałaś mnie rok temu po obozie.
- A tak teraz pamiętam – próbowałam się uśmiechnąć ale nie wyszło to najlepiej. W końcu doszły do domku Ateny. Dziewczyny wprowadziły mnie do środka i położyły na łóżku.
- Zawołaj Rosalii – powiedziała blondynka do Mai stojącej w drzwiach. Nie minęło pięć minut, a już była z powrotem z medykiem.
- Odsunąć się! - krzyknęła dziewczyna w fartuchu medycznym. Obejrzała mnie dokładnie potem spytała:
- Czy masz nudności?
- Nie.
- Zawroty głowy?
- No może trochę...
- Nie masz gorączki – stwierdziła – musisz tylko solidnie odpocząć.
- Co się stało z Veronicą? - spytałam.
- Jest w szpitalu Fabian ją bada, ale jest z nią źle... Gdybyście przyszły minutę później byłoby po niej.
Właśnie dotarło do mnie co przed chwilą zrobiłam, uratowałam życie Veronici. Oczywiście potem zdałam sobie też sprawę, że to nie był pierwszy raz. Potem znowu zaczęłam się na siebie wściekać, że muszę być inna. W końcu byłam jednak tak zmęczona, że nagle zasnęłam.
Byłam w pustej przestrzeni gdy usłyszała znajomy głos. To był głos jej mamy...
- Nori – powiedziała – nie denerwuj się. Wiesz, że to właśnie ciebie wybrałam i obdarzyłam tymi niezwykłymi mocami, bo jesteś najwaleczniejszym z moich wszystkich dzieci.
- No wiem mamo, ale dziś prawie się udusiłam wspominając mój sen. A co jak, któryś z obozowiczów to widział?
- Nie bój się o to aby nie zobaczył nikt zadbała sama Hekate.
- Mamo proszę, wiesz jaką traumę przechodzę po każdym takim śnie... – powiedziałam z rozpaczą.
- Niestety tak... doskonale wiem co czujesz. Ale nie możesz się poddać, musisz walczyć dalej.

- Szanuję twoją decyzję – uklęknęłam – wypełnię twoją wolę.

czwartek, 2 lipca 2015


NORI


- Nie możliwe – powiedziałam sama do siebie. - to znowu powraca te cholerne sny! Ta dziewczyna to ona wczoraj mi się śniła... w zasadzie to nie śniła! - kopnęłam kamień leżący tuż obok mnie. Przystanęłam na chwilę i usiadłam na głazie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi i dobrze w sumie się z tego cieszyłam. Wstałam i wyjęłam swoją maczetę i wyładowałam swoją złość na kamieniu, na którym przed chwilą siedziałam, a on rozpadł się w pół. Nawet jedna osoba się nie obejrzała się. Kiedy byłam wściekła zdarzało mi się zamordować kilka głazów. Po czym schowałam maczetę i ruszyłam w dalszą drogę do lasu. Kopiąc każdy napotkany kamień. - czy ja nie mogę być jak normalni herosi?! Nie!!! oczywiście muszę mieć jakieś sny, które mnie przenoszą w różne miejsca! - warknę – łam i rozcięłam kolejną skałę. Do chodziłam już do lasu, ale nadal się na siebie wściekałam – Nie nie możesz być normalna! Bo po co?!
Usiadłam i nagle poczułam, że nie mogę oddychać zaczęłam się dławić i miałam wizję. Znowu ujrzałam swój „sen” pojawiłam się w pło - nącym domu, a na łóżku leżała dziewczyna, która spała jak zabita. Prze - wróciłam przedmiot, który stał najbliżej mnie żeby narobić hałasu, ponieważ wiedziałam, że mnie nie zobaczy. Szafka upadła na podłogę i trafiłam w dziesiątkę rudo włosa dziewczyna się obudziła. Podbiegłam do miejsca gdzie powinny być drzwi a tam o mało nie spadłam z wysokości drugiego piętra w ostatniej chwili się zatrzymałam i zobaczyłam, że dziewczyna idzie za mną. Wykorzystałam całą swoją siłę woli i fizyczną jakoś udało mi się sprawić żeby nie spadła. Wróciła się do pokoju i wyskoczyła przez okno na sosnę, z której spadła. Zdążyłam za nią wyskoczyć i ją złapać, ale i tak zemdlała. Położyłam ją na ziemi i... To ostatnie co pamiętam.
Wróciłam do świata rzeczywistego i z powrotem mogłam sapać. Długo trwało zanim zaczęłam normalnie oddychać. Po czym wstałam i powiedziałam sobie:
- Nigdy więcej nie chcę żeby to się powtórzyło...- po czym wstałam i ruszyłam w las. Nagle gdzieś z prawej strony nadleciała strzała i prze- leciała tuż obok mojej głowy. Wyjęłam maczetę i spojrzałam na lewo i ujrzałam tarczę do strzelania z wbitą strzałą w centralny środek. - Dzieci Apolla...-wymamrotałam po czym splunęłam na ziemię.- Ja wiem, – zaczęłam rozglądać się po czubkach drzew. – że się nie lubimy i, że macie teraz ćwiczenia w terenie, ale moglibyście łaskawie chodź kiedy idę po wyrocznię nie strzelać tam gdzie przechodzę? Byłabym... - to ostatnie słowo wypowiedziałam z wielką trudnością. - wdzięczna!- szum lasu nagle ucichł – Dziękuję!- powiedziałam to takim tonem jakbym wygrała nagrodę na loterii, a potem dowiedziała się że to puszka zupy.
Już miałam iść, ale zanim zdąży- łam postawić krok strzała wylądowała tuż koło mojej stopy. - O nie! Nie daruje wam tego! - po- wiedziałam niesamowicie wściekła -który to?! Złaź w tej chwili na dół zobaczymy jaki z ciebie chojrak! - Z drzewa zeskoczył chłopak Z srebrny- mi włosami i złotymi oczami o skórze białej jak śnieg. Był ode mnie wyż- szy o jakieś dwadzieścia centymetrów, ale nie przeszkadzało mi to w spojrzeniu na niego z pogardą.
- Czego tu szukasz sóweczko? -spytał uśmiechając się złośliwie.- Dobrze wiesz, że nie lubimy obcych w lesie podczas treningów!
- Zupełnie niczego promyczku – powiedziałam z pogardą – idę tylko do wyroczni a to, że się osiedliła w lesie to już nie moja wina!
- Idź sobie na około z dala od pola!
-Sra, ta, ta, ta – przedrzeźniałam go. – Zamknij się i po prostu mnie przepuść – przepchnęłam go wolną ręką.
- Zaczekaj, zaczekaj. Powiedziałem ci już coś idź sobie na około. Poziom mojego zdenerwowania osiągnął wysokość olimpu nie wytrzymałam i przysunęłam do najbliższego drzewa trzymając mu maczetę przy szyi.
- Posłuchaj to, że jesteś trochę wyższy nie znaczy, że będziesz mną rządzić a teraz spadaj zanim skopię ci tyłek. Odepchnęłam go, ale on powiedział :
- Może gdybym był sam,... - wskazał na czubki drzew. Z poza gałęzi wystąpili łucznicy od Apolla. - ale nie jestem więc teraz idź już na około. Wściekłam się, obezwładniłam go i przycisnęłam jego twarz do ziemi.
- Teraz słuchaj – powiedziałam – powiesz im, że mają mnie przepuścić, albo ci złamię te twoją rączkę. Czy wyrażam się jasno?
- Przepuścić ją! - krzyknął tak głośno jak tylko mógł.
Potem zostawiłam go w spokoju, schowałam maczetę i poszłam dalej. Dzieci Apolla już nawet nie próbowały we mnie strzelać. Tak jak poprzednio nawet najmniejszy kamień nie umknął mojemu oku i został kopnięty. W końcu dotarłam do domku z beli drewna. W oknach wisiały różowe, koronkowe firanki a od zewnętrznej strony przyczepione były czaszki. Z komina się dymiło co oznaczało, że Veronica jest w środku.
Zapukałam delikatnie w różowe drzwi, ale była to czysta formalność, gdyż wiedziałam, że za chwilę usłyszę znajome „ Proszę wejść ”, ale tak się nie stało.
Wyważyłam drzwi i wbiegłam do środka. Na podłodze leżała wyro- cznia trzymająca w ręce kielich, z którego wylewały się resztki fioletowe- go napoju. Wzięłam ją na ręce co nie było proste bo była ona ode mnie o trzy lata starsza. Zaczęłam biec przez las krzycząc „Pomocy!” w nadziei, że dzieci Apolla jeszcze nie poszły, ale nikt nie odpowiadał.

======================================================
Chciałabym wytłumaczyć parę kwestii dla osób które weszły na bloga a nie miały styczności z Olimpijskimi Herosami imię oznacza osobę która ma narrację. A tak wgl posty będą się pojawiać w pierwszej osobie. Piszcie jak zauważycie błędy za które oczywiście przepraszam :)